Oswoić starość: „Japoński kochanek” Isabel Allende

Starość nie radość? Nie dla bohaterów najnowszej powieści Isabel Allende. Chilijska pisarka pokazuje, że jesień życia może być równie piękna i pełna energii jak wiosna. I, jak zawsze, robi to w doskonałym stylu.

Irina Bazili ma nieco ponad dwadzieścia lat i przeszłość, o której chciałaby zapomnieć. Ciężkie, choć wypełnione miłością dziadków, dzieciństwo w Mołdawii i piekło pierwszych lat życia w Ameryce naznaczyły jednak dziewczynę piętnem trudnym do usunięcia. Pozory spokoju i stabilizacji Irina znajduje w domu spokojnej starości Lark House, gdzie mimo braku doświadczenia, zdobywa posadę opiekunki. Skromna, małomówna, a jednocześnie obdarzona ogromną empatią dziewczyna błyskawicznie zdobywa sympatię wszystkich pensjonariuszy. Także Almy Belasco, ekscentrycznej bogaczki, pochodzącej ze znanej i szanowanej w całej Kalifornii rodziny. Starsza dama zjawia się w Lark House nagle, przekupując oczekującą w kolejce inną emerytkę, i nie tłumacząc się ze spontanicznej decyzji nawet najbliższej rodzinie. Wkrótce zatrudnia Irinę do pomocy w porządkowaniu rodzinnych dokumentów i pamiątek swego rodu. Dziewczynę wspiera w tym beznadziejnie w niej zakochany wnuk Almy, Seth – prawnik marzący o karierze pisarza. Razem odkrywają pilnie strzeżoną tajemnicę seniorki rodu Belasco – mężczyznę obecnego w jej życiu obok męża, z którym spędziła kilkadziesiąt lat i spłodziła jedynego syna. Jednocześnie poznają niezbyt chlubne elementy historii Stanów Zjednoczonych, kraju, który w obliczu wojny odwrócił się od swych obywateli wyłącznie ze względu na ich japońskie korzenie. W tym samym czasie z uwięzi zrywają się demony przeszłości Iriny, a dziewczyna musi ostatecznie się z nimi rozprawić. Aby zamknąć ten rozdział swego życia musi jednak wreszcie opuścić pancerz, jakim się otoczyła, i obdarzyć innego człowieka zaufaniem.

japonski-kochanek

Japoński kochanek to podróż w przeszłość, która pokazuje, że historia lubi się powtarzać, a natura ludzka niewiele się zmienia. Isabel Allende zaczyna swą opowieść w latach 30. XX wieku, gdy nad Europą pojawia się widmo kolejnej wojny, a kończy w czasach współczesnych – erze komputerów, lotów w kosmos i wolnej miłości. Rozpięta na przestrzeni owych siedemdziesięciu lat historia to opowieść o miłości, przemijaniu, dążeniu do szczęścia, walce ze społecznymi konwenansami, potrzebie posiadania korzeni i zderzeniu kultur. Świat się starzeje, ludzie żyją coraz dłużej, podeszłego wieku dożywają w coraz lepszej kondyncji psychicznej i fizycznej. Starość wciąż jednak budzi strach, zwłaszcza nad Wisłą, gdzie seniorzy postrzegani są jak żywe trupy, których jedynym życiowym celem powinno być niańczenie wnuków. Isabel Allende pokazuje starość taką, jaka jest – ze wszystkimi jej blaskami i cieniami. Przy czym blasków tych jest znacznie więcej niż większość z nas, opętanych kultem młodości, mogłaby przypuszczać. Starość to dla chilijskiej pisarki nie tylko czas odchodzenia lub desperackiego czepiania się życia. To okres pogodzenia się ze światem i z samym sobą, nadrabiania zaległości, naprawiania błędów z przeszłości i cieszenia się jesiennym słońcem. Alma Belasco jako seniorka odnalazła miłość, którą lata wcześniej odrzuciła w obawie przed społecznym potępieniem. Teraz spotkania z kochankiem ukrywa już nie ze strachu, lecz z pragnienia zachowania najpiękniejszych momentów życia wyłącznie dla siebie. Nie ona jedna spośród pensjonariuszy Lark House nie odwróciła się do życia plecami. Jacques Devine, mimo dziewięćdziesięciu lat i chorego kręgosłupa, nie przestaje podrywać kobiet, traktować ich jak na dżentelmena przystało – otwierać przed nimi drzwi, przepuszczać przodem i prawić wymyślne komplementy. Dzięki Irinie przeżywa ostatnią szaloną, choć platoniczną miłość, której nie wstydzi się przed nikim. Catherine Hope realizuje się jako lekarka i powiernica niemal wszystkich pensjonariuszy Lark House, choć po wypadku, który zrujnował jej zdrowie, mogła zmienić się w rozczarowaną życiem, zgryźliwą inwalidkę. W domu spokojnej starości mieszka ponadto grupa seniorów-aktywistów, którzy przynajmniej raz w tygodniu organizują publiczne protesty w słusznej sprawie – od ratowania delfinów do wojny w Iraku. Japoński kochanek to lekcja dla seniorów, jak można podchodzić do życia, przemijania i starości, a dla młodych nauka jak powinno się traktować starszych. Irina Bazili w swoich podopiecznych widzi ukochanych dziadków, z którymi nie mogła się ostatecznie pożegnać. Do seniorów podchodzi jak do osób, od których może czerpać życiową mądrość, doświadczenie i ciekawe opowieści. Seniorzy to najbardziej zabawni ludzie na świecie – mówi jedna z opiekunek w Lark House, a wszyscy jego pensjonariusze zdają się potwierdzać to stwierdzenie. Powiecie, że to wszystko latynoamerykańska fantazja a w Polsce nie ma takich szalonych, niepoważnych staruszków? Może by i byli, gdyby nastawiona na młodość kultura nie krępowała ich radości życia.

Japoński kochanek to także opowieść o odmienności, seksualnej i kulturowej, która spycha na margines społeczeństwa. Isabel Allende przypomina czasy, gdy homoseksualizm traktowany był jako wstydliwa choroba, którą należy ukrywać przed światem. Czytając internetowe wypowiedzi Prawdziwych Polaków odnośnie masakry w Orlando, trudno oprzeć się wrażeniu, że Ameryka połowy XX wieku to Polska początku XXI stulecia. Chilijska pisarka sięga też do jeszcze mniej chlubnej części historii Stanów Zjednoczonych Ameryki – czasów II wojny światowej po inwazji japońskiej na Pearl Harbour. Ameryka odwróciła się wówczas od wielu swoich mieszkańców tylko ze względu na ich japońskie pochodzenie. We wszystkich amerykańskich Japończykach ówczesne władze, a co za tym idzie także społeczeństwo, dostrzegało wrogów, potencjalnych zdrajców, stronników cesarza. Z lubianych sąsiadów i prawych obywateli Japończyków zmieniono w podludzi, których należy zamknąć w obozie koncentracyjnych, ograbiwszy wcześniej z dorobku życia.

Isabel Allende to mistrzyni opowieści, która po nieco słabszej powieści Ripper. Gra o życie w Japońskim kochanku wraca do wielkiej formy. Jej najnowsza książka to poruszająca, melancholijna, ale i zabawna opowieść o ponadczasowym przesłaniu, która przypadnie do gustu wszystkim miłośnikom świetnie opowiedzianych historii o codzienności.

4 komentarze Dodaj własny

  1. tanayah pisze:

    Oj, już Ci chyba kiedyś obiecywałam (bo sobie na pewno), że sięgnę po Allende, prawda? Ta powieść brzmi jak coś w moim guście, może, jeśli się uda, poproszę o egzemplarz do recenzji :)? W tym momencie to najpewniejszy sposób na to, bym coś w miarę szybko przeczytała 😛

    Zakończenie Twojej notki jest bardzo bolesne, lecz niestety prawdziwe. Tylko mała uwaga – chyba masz tam literówkę, bo w tym zdaniu powinien być XXI wiek? „Czytając internetowe wypowiedzi Prawdziwych Polaków odnośnie masakry w Orlando, trudno oprzeć się wrażeniu, że Ameryka połowy XX wieku to Polska początku XIX stulecia”.

  2. Literówka, oczywiście, dzięki za czujność! Już poprawione 🙂

    A co do Allende: jak to???? Jeszcze nic nie przeczytałaś??? A bogini widzi i nie grzmi… Okropność, koniecznie musisz nadrobić – a ta powieść nadaje się do tego celu idealnie 😀

Dodaj komentarz