Żyj i pozwól żyć: „Prowadź swój pług przez kości umarłych” i „Pokot”

Pisarka i reżyserka przyjmują role rzeczniczek praw zwierząt. Z lepszym w przypadku pierwszej z nich, i nieco gorszym w przypadku drugiej, artystycznym skutkiem.

Polska, Kotlina Kłodzka. Janina Duszejko w niczym nie przypomina stereotypowej polskiej emerytki. Nie niańczy wnuków, lecz samotnie mieszka na kompletnym odludziu, za towarzystwo mając jedynie dwa ukochane psy i gburowatego sąsiada Matogę. Do kościoła nie chadza, woli bowiem wycieczki do lasu, a zamiast słuchać Radia Maryja układa profesjonalne horoskopy. W dodatku lubi i nadal uprawia seks, w wolnych chwilach wraz z młodym policjantem tłumaczy poezję Blake’a, nadaje ludziom wymyślone przez siebie imiona i zaciekle broni praw zwierząt. W tym najważniejszego, czyli prawa do życia, którego odmawiają im lokalni myśliwi. Do miłośników strzelania do bezbronnych zwierząt należą prominentni mieszkańcy miasteczka, m.in. komendant policji, miejscowy bogacz i proboszcz. Wszelkie działania Janiny Duszejko, zwłaszcza kolejne donosy składane na policji, przypominają walkę z wiatrakami. Tymczasem w spokojnej dotąd okolicy dochodzi do serii morderstw, której ofiarami padają właśnie myśliwi. Janina Duszejko dochodzi do wniosku, że za tajemniczymi zbrodniami stoją zwierzęta, dokonujące zemsty na swoich oprawcach.

DSC_0079_5057

Czyńcie ziemię sobie poddaną – miał powiedzieć Bóg do pierwszych ludzi w Raju. A ludzie jak to ludzie, boskie słowa zinterpretowali tak, aby to im było wygodnie. Zamiast zwierzchnictwa opartego na odpowiedzialności rządzących za poddanych wprowadzili tyranię i okrucieństwo, wymierzone zarówno w świat flory, jak i fauny. Wycinka lasów, wypalanie ziemi pod uprawę, nadmierne eksploatowanie naturalnych zasobów ziemi, bezkarne zabijanie zwierząt, które miały być naszymi braćmi mniejszymi – dla ludzi nie ma świętości, jeśli chodzi o ich własną wygodę i bogactwo. Ci, którzy potrafią dostrzec zagrożenia, jakie stwarza roszczeniowa postawa człowieka wobec natury, uważani są za co najmniej ekscentryków, jeśli nie wariatów. Olga Tokarczuk opisała historię jednej z takich ekscentryczek – emerytowanej pani inżynier, która nie zgadza się na bezsensowne okrucieństwo wobec zwierząt. Jej szacunek wobec każdego ziemskiego stworzenia wyraża się już na poziomie językowym, Janina Duszejko nazwy wszelkich istot żywych pisuje bowiem wielką literą. Już sam ten fakt wskazuje, że kobieta przyznaje tak zwierzętom, jak i roślinom podmiotowość, a tym samym prawo do życia i samostanowienia. W równym stopniu troszczy się o zachwycające urodą sarny, potężne dziki i niepozorne, malutkie żuki zabijane przez drwali podczas wyrębu lasu.

Prowadź swój pług przez kości umarłych promowany jest jako pierwszy polski kryminał ekologiczny, choć sama autorka woli określać go mianem metafizycznego. Nie bez racji, powieść zadaje bowiem istotne pytania o rolę człowieka na ziemi, granice jego władztwa nad naturą, oraz problem zbawienia zwierząt. Łatka kryminału może stanowić wydawniczy strzał w stopę, wielu czytelników będzie się bowiem spodziewać intrygi na miarę Stiega Larssona i tempa akcji w stylu Remigiusza Mroza. Nic z tych rzeczy. W powieści Olgi Tokarczuk wątek tajemniczych zabójstw skonstruowany jest prosto, wręcz banalnie, a wskazanie rzeczywistego mordercy nie sprawia czytelnikowi większego problemu. Kryminalna intryga nie jest jednak, wbrew niektórym zapowiedziom, najistotniejszym elementem powieści, lecz jedynie pretekstem do niemal filozoficznych rozważań o takich wartościach jak współczucie, empatia, sprawiedliwość i człowieczeństwo.

Prowadź swój pług przez kości umarłych to także swego rodzaju satyra na zakłamanie współczesnego polskiego społeczeństwa, które patronem myśliwych ustanawia świętego sprzeciwiającego się zabijaniu zwierząt. Które pozwala mordować jelenie i dziki, a hołubi psy i koty jako rodzinnych pupili. Które wreszcie głosi miłość do wszystkich istot zamieszkujących ziemię, nie wyciągając konsekwencji wobec ludzi, którzy te istoty zabijają, często z wyjątkowym okrucieństwem. Powieść Olgi Tokarczuk jest też w pewnym stopniu utopią, wprowadza bowiem marzenie o idealnym świecie, pozbawionym nierówności, dyskryminacji i okrucieństwa, w którym Temida nie pozostawaje ślepa na krzywdę zwierząt.

Prowadź swój pług przez kości to książka przesycona ideologią. Dla niektórych zapewne jest też powieścią trudną, bynajmniej nie z powodu skomplikowanej narracji czy nazbyt wyrafinowanego pióra autorki. Jest to jednak książka zmuszająca do otwarcia się na nowe perspektywy, refleksji nad własnym kodeksem etycznym i moralnym, i zrewidowania dotychczasowego światopoglądu. Olga Tokarczuk po raz kolejny skłania czytelników do zmiany optyki w ich sposobie patrzenia na świat. Proponuje przyjąć perspektywę zwierząt, a więc poddanych a nie władców. Bezbronnych, pozbawionych praw, zniewolonych. I zastanowienia się, czy traktowanie ukochanego psa jak członka rodziny przy jednoczesnym konsumowaniu umęczonych krów czy świń, oraz zgodzie na obdzieranie norek ze skóry, nie jest hipokryzją. Powieść Prowadź swój pług przez kości umarłych nie znalazła w oczach krytyki takiego uznania jak chociażby Prawiek i inne czasy czy Księgi Jakubowe. Jest jednak warta nie tylko lektury, choćby ze względu na piękny styl, jakim posługuje się Olga Tokarczuk, ale i dokonania rachunku sumienia, do którego jawnie zachęca.

pokotplakat

Utopijna wizja świata idealnego w większym stopniu niż krytyków uwiodła najwyraźniej Agnieszkę Holland, która postanowiła przenieść historię opowiedzianą przez Olgę Tokarczuk na duży ekran. Znając społeczną i artystyczną wrażliwość reżyserki można było przypuszczać, że powstanie film wybitny. Coś jednak poszło nie tak, i to już na poziomie scenariusza. O ile w powieściowym pierwowzorze wydarzenia układają się bowiem w sensowną całość, o tyle w filmie Holland sekwencje zdarzeń wydają się ułożone nieco chaotycznie. Nie zaburza to wprawdzie odbioru całości, momentami spycha jednak podstawowe przesłanie Pokotu na dalszy plan. Widz może odnieść wrażenie, że Agnieszka Holland do ostatniej niemal chwili nie była pewna czy chce poruszyć problem okrucieństwa wobec zwierząt, czy społecznej izolacji starszych ludzi. Bo też kwestia graniczącego z pogardą lekceważenia wobec seniorów jest w Pokocie zarysowana znacznie wyraźniej niż w jego literackim pierwowzorze. Filmowa Janina Duszejko (Agnieszka Mandat) uchodzi w miasteczku nie tyle za ekstrawagancką miłośniczkę zwierząt, co starą babę, której wiek poważnie pomieszał w głowie. Jej sąsiad Matoga (Wiktor Zborowski) traktowany jest przez własnego syna jak duże dziecko, które powinno zdać się na opiekę osób bardziej niż ono odpowiedzialnych. Obojgu odbiera się prawo do realizowania własnych pasji, prowadzenia życia towarzyskiego czy myślenia o seksie. Nie mówiąc już o zamienianiu tych myśli w czyn. Agnieszka Holland buntuje się przeciwko takiemu traktowaniu starszych ludzi choćby świetną sceną nocnej imprezki, w której trójka seniorów upala się trawką i śpiewa dawne szlagiery. Ta beztroska zabawa przy ognisku to nie tyle desperacka próba przywołania młodości, co chęć uniknięcia śmierci za życia, na jakie skazuje ich społeczeństwo. Dla Matogi i Duszejko przejście na emeryturę nie jest bowiem równoznaczne z rezygnacją z życiowych przyjemności.

Jeśli coś w Pokocie naprawdę zawodzi to konstrukcja większości postaci, zarówno pierwszo, jak i drugoplanowych. Niezwykle gruba kreska z jaką zostały zarysowane, uczyniła z nich bowiem niemal karykatury ich powieściowych odpowiedników. Byłby to całkiem udany zabieg, gdyby uznać Pokot za satyrę na małomiasteczkową mentalność. Problem w tym, że takie przerysowanie bohaterów wypacza przesłanie powieści i strzela w kolano ruchom ekologicznym. Pokazuje bowiem, że obroną natury mogą zajmować się wyłącznie ludzie totalnie ześwirowani. Przypuszczam, że nie taki był cel zarówno Olgi Tokarczuk, jak i Agnieszki Holland. Reżyserka wyrządziła, zresztą, swojemu dziełu sporą krzywdę obsadzając Agnieszkę Mandat w roli głównej bohaterki. Aktorka przez blisko dwie godziny gra na jednej nucie, mocno przyczyniając się do przerysowania postaci Janiny Duszejko. W przypadku pozostałej części obsady Agnieszka Holland miała zdecydowanie lepsze wyczucie; świetny jest zwłaszcza Andrzej Grabowski w roli wyniosłego, uzależnionego od alkoholu prezesa i Wiktor Zborowski jako odludek Matoga. Tomasz Kot natomiast, grający prokuratora i syna Matogi, po raz kolejny udowodnia, że nawet pozornie mało znaczącą rolą jest w stanie skraść film nawet pierwszoplanowym bohaterom.

Pokot z pewnością nie jest najlepszym dziełem Agnieszki Holland. Mimo wielu niedociągnięć i finału rodem z taniego romansu, jest jednak filmem dobrym, w dodatku zachwycającym wizualnie. Kotlina Kłodzka w obiektywie Jolanty Dylewskiej budzi bowiem nieodparte pragnienie rzucenia wielkomiejskiego życia i osiedlenia się w leśnej głuszy. Jest też filmem zmuszającym do myślenia i nie pozwalającym pozostać obojętnym wobec problemu, który porusza. Czasem jest to ważniejsze niż artystyczna maestria.

4 komentarze Dodaj własny

  1. tanayah pisze:

    Czyli przede wszystkim warto przeczytać książkę, co w końcu uczynię 🙂 To jedna z niewielu powieści Tokarczuk, której jeszcze nie czytałam.

  2. Anna Gąsecka pisze:

    na początku czeka mnie „Prawiek i inne czasy” też Tokarczuk i jak mi się spodoba to sięgnę po Pokot.

    1. Ja z kolei przymierzam się do „Ksiąg Jakubowych” 🙂

Dodaj odpowiedź do tanayah Anuluj pisanie odpowiedzi