Dobry, zły człowiek: „Światło między oceanami” M.L. Stedman

Całkiem porządne czytadło, jak na melodramat budzące jednak zaskakująco mało emocji. Do szybkiej lektury i równie szybkiego zapomnienia.

Australia, 1918 rok. Niespełna trzydziestoletni Tom Sherbourne to mężczyzna mocno doświadczony przez los. Trudne, pozbawione matczynej miłości dzieciństwo i naznaczone poczuciem winy wspomnienia z okopów I wojny światowej, sprawiają, że Tom stroni od ludzi i ucieka w samotność. Posada latarnika na mocno oddalonej od wybrzeża Australii wyspie Janus Rock, wydaje się szczytem jego marzeń. Ludzi widuje raz na trzy miesiące, gdy przywożą mu zapasy żywności, w pozostałe dni jego jedynymi towarzyszami są gwiazdy i dzikie zwierzęta. Los ma jednak dla Toma inne plany niż wieczysta samotność i stawia na jego drodze Isabel Graysmark, uroczą, zwariowaną i pełną życia siedemnastolatkę. Dziewczyna wydaje się idealną żoną, która bez wahania zgadza się dzielić samotność męża na odludziu. Pod jej wpływem Tom zaczyna odzyskiwać wolę do walki z demonami przeszłości i wiarę, że jego życie może się jeszcze ułożyć. Po dwóch poronieniach i urodzeniu martwego synka, Isabel zaczyna jednak popadać w depresję, widząc jak jej marzenie o szczęśliwej rodzinie rozpada się w proch. Do brzegu Janus Rock przybija wówczas łódź z martwym ciałem mężczyzny i żywym niemowlęciem. Łamiąc zasady, stanowiące dotychczas jeden z filarów jego życia, kierując się miłością do żony Tom podejmuje decyzję, która w przyszłości okaże się niezwykle brzemienna w skutkach.

5a-swiatlo-miedzy-oceanami-e

Melodramaty to zdecydowanie nie moja bajka. Co gorsza, Światło między oceanami tego podejścia nie zmieni. Owszem, debiutancką powieść M.L.Stedman czyta się dobrze, brakuje w niej jednak tego, co powinno stanowić esencję melodramatu, czyli emocji. Zalewam się łzami przy znacznie mniej sentymentalnych historiach, nie jest to więc kwestia mojego braku wrażliwości. Początkującej autorce nie starczyło po prostu talentu, by wykreować klimatyczną, przemawiającą do wyobraźni i uczuć czytelnika opowieść. Jej styl narracji jest nierówny, waha się między nadmierną ckliwością a niemal reporterską oschłością, jak gdyby M.L. Stedman referowała wydarzenia z sali sądowej procesu Sherbourne’ów. Pomysł na fabułę jest ciekawy, australijska pisarka nie wykorzystała jednak jego potencjału, zwłaszcza w ostatniej części powieści, która powinna buzować od emocji. Psychologiczny rysunek postaci jest zaledwie powierzchownym szkicem, dialogi pozbawione są emocjonalnej głębi, choć dotyczą tak fundamentalnych wartości jak miłość, macierzyństwo, honor, i wierność własnym zasadom. Irytuje to zwłaszcza w przypadku Toma, który przy bardziej sprawnym piórze autorki, mógłby stać się niemal szekspirowskim bohaterem, uwikłanym w konflikt między wiernością indywidualnemu kodeksowi etycznemu a miłością do żony. M.L. Stedman próbowała, całkiem zresztą słusznie, rozpisać końcówkę powieści między dwie kobiety przeżywające, w gruncie rzeczy, podobne emocje. Zabrakło jej jednak albo talentu, albo pomysłu na ciekawe poprowadzenie owej narracyjnej polifonii, w efekcie rozterki Isabel i Hannah, walczących o dziecko, które obie uważają za córkę, są letnie i równie mało strawne, jak przestudzona herbata.

Paradoksalnie, w powieści o potędze macierzyńskiej miłości znacznie ciekawszy wydaje się wątek weteranów wojennych, z Tomem Sherbournem na czele. Latarnik z Janus Rock, choć z pewnością nie zdaje sobie z tego sprawy, zmaga się z zespołem stresu pourazowego, przejawiającego się przede wszystkim w permanentnym poczuciu winy. Tom nie może przebaczyć sobie samemu faktu, że ocalał z rzezi, jaką była I wojna światowa. Widział towarzyszy broni umierających na polu bitwy i w szpitalach polowych, sam jednak nie odniósł nawet większych ran, przynajmniej fizycznych. Czuje, że wyczerpał limit szczęścia danego od Boga czy też Losu, uważa że nie zasługuje na więcej pozytywnych zdarzeń w życiu, że ocalał kosztem setek tysięcy zabitych. Samotne życie z dala od ludzi ma być nie tylko sposobem Toma na odzyskanie choćby częściowej równowagi psychicznej, ale także karą za przeżycie i czyny, jakich dopuścił się na polach bitew. Podobną traumę przeżywa wielu mieszkańców miasteczka Partaguese, w którym Tom poznaje przyszłą żonę. Większość z nich nie radzi sobie ze świadomością własnych okaleczonych ciał, wspomnieniami wojennych dramatów i poczuciem winy za zbrodnie, których musieli się dopuścić. I za które, podobnie jak Tom Sherbourne, zostali odznaczeni medalami i uznani za bohaterów. Niektórzy pogrążają się w depresji, inni uciekają się do przemocy, także wobec najbliższych im osób. Ofiarami I wojny światowej nie są jednak wyłącznie jej weterani. To także matki, siostry, córki, i żony, które utraciły ukochanych mężczyzn i idą przez życie obciążone niemą rozpaczą. W obliczu konfliktów zbrojnych, z jakimi świat zmaga się w ostatnich dekadach, ten aspekt powieści M.L. Stedman nabiera wyjątkowej aktualności.

Na plus policzyć należy również autorce niejednoznaczność wykreowanych przez nią postaci. Trudno znaleźć w jej debiutanckiej powieści bohaterów, których można łatwo sklasyfikować i wrzucić do szufladek „dobry” lub „zły”. Tom i Isabel dopuścili się wprawdzie przestępstwa, ich intencją nie było jednak krzywdzenie kogokolwiek. Wręcz przeciwnie, mała Lucy prawdopodobnie nie przeżyłaby, gdyby nie pomoc Sherbourne’ów. Zaślepiona macierzyńską miłością Hannah nieświadomie rani swoją córkę, Gwen pragnąc ukoić rozpacz małej Lucy zwraca się przeciwko siostrze. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, jak mawia staropolskie przysłowie. Bohaterowie powieści Światło między oceanami wybrukowali je sobie własnoręcznie.

M.L. Stedman miała wielkie ambicje. Może zbyt wielkie jak na początkującą pisarkę. W swojej debiutanckiej powieści postawiła ważkie pytanie, zagubiła się jednak w udzielaniu odpowiedzi. Zabrakło umiejętności literackich i wrażliwości. Szkoda, temat był bowiem materiałem na poruszającą, zmuszającą do trudnych refleksji powieść. Wyszło natomiast zaledwie dobre czytadło na jeden weekend. Do błyskawicznego przeczytania, i równie szybkiego zapomnienia.

3 komentarze Dodaj własny

  1. Anna Gąsecka pisze:

    jednak przeczytam bo zachęciła mnie szwagierka. ale bardzo dziękuję za tę recenzję:)

    1. 🙂 Przeczytaj, przeczytaj. Co człowiek to opinia, i to jest właśnie piękne 🙂

Dodaj komentarz