Pocieszycielki: „Córki smoka” Williama Andrewsa

Powieść ważna i potrzebna z punktu widzenia historii, a jednocześnie boleśnie nieporadna literacko. Zamiast zapisać się w pamięci na długo, ucieka z myśli i emocji zaraz po przeczytaniu ostatniej strony.

Anna Carlson pochodzi z Korei, jako niemowlę została jednak adoptowana przez amerykańskie małżeństwo i wychowana w Minnesocie. Po dziewiętnastu latach dziewczyna wraca do swojej pierwszej ojczyzny, aby spotkać się z biologiczną matką. Przy sierocińcu w Seulu poznaje tajemniczą staruszkę, która wręcza jej paczkę, zawierającą wiekowy grzebień ozdobiony podobizną dwugłowego smoka, i prosi o spotkanie. Anna odwiedza starszą panią w jej mieszkaniu, dzięki czemu poznaje dramatyczną historię tysięcy Koreanek, które w czasach II wojny światowej były seksualnymi niewolnicami japońskich żołnierzy.

DSC_0132_7467

Pocieszycielki – tak japońska armia określała blisko czterysta tysięcy kobiet, które zmusiła do prostytucji w czasie II wojny światowej. Trzymane w tzw. stacjach komfortu kobiety, zarówno Azjatki, jak i Europejki, miały uwalniać japońskich żołnierzy od napięcia seksualnego i zapewniać im niezbędny relaks na froncie. Choć „wyświadczały przysługę” były bite, gwałcone przez kilkudziesięciu mężczyzn dziennie, upokarzane, pozbawiane dostępu do opieki medycznej, wreszcie mordowane, gdy Japonia została zmuszona do złożenia broni. Po kapitulacji życie owych pocieszycielek stało się wolne od fizycznej przemocy, wciąż jednak wypełnione było strachem, wstydem, ostracyzmem społecznym i psychiczną traumą. Nigdy nie doczekały się szczerych przeprosin, japoński rząd nie poczuwa się bowiem do odpowiedzialności za funkcjonowanie stacji komfortu na podbitych przez Kraj Kwitnącej Wiśni terenach Korei, Japonii, Tajlandii, Birmy i Indonezji. Gdy w 2014 roku postawę japońskich władz negatywnie oceniła Miss 2012 Ikumi Yoshimatsu błyskawicznie spadła na nią fala krytyki, a królowa piękności musiała tłumaczyć się w mediach społecznościowych ze swojej wypowiedzi. Wiele Koreanek wciąż walczy o swoje dobre imię, a pomoc czerpią nie tylko od organizacji międzynarodowych, ale i filmowców, muzyków czy pisarzy takich jak William Andrews.

Nie mam wątpliwości, że autor Córek smoka chciał dobrze, niestety jak wiadomo, dobrymi chęciami literackie piekło jest wybrukowane, a w przypadku sztuki cel – nawet szczytny – nie zawsze uświęca środki. Miał być hołd oddany potwornie skrzywdzonym kobietom i krzyk w ich obronie, a wyszedł literacki koszmarek, o którym zapomina się zaraz po skończeniu ostatniej strony. Fabuła powieści niewątpliwie została gruntownie przemyślana i dobrze zrealizowana, William Andrews nie ograniczył się bowiem wyłącznie do czasów II wojny światowej, lecz pokazał jak wydarzenia ze stacji komfortu kształtowały dalsze losy kobiet do towarzystwa. Trauma psychiczna, niepłodność, choroby weneryczne to bowiem nie jedyne obciążenie, z jakim kobiety do towarzystwa wchodziły w nowe życie po zakończeniu II wojny światowej. O dramacie nie dał im zapomnieć własny naród, traktując je z pogardą i niechęcią. Ta część Córek smoka trzyma poziom, całkowicie zbędny okazuje się natomiast wątek grzebienia z dwugłowym smokiem – cała ta pseudo sensacyjna historia jest niemiłosiernie wręcz nadęta i nużąca, w dodatku słabo przystająca do głównego motywu powieści. Na fabularne grzeszki można, rzecz jasna, przymknąć oko jeśli pisarz obdarzony jest chociaż przyzwoitą umiejętnością prowadzenia narracji, czego nie da się, niestety, powiedzieć o autorze Córek smoka. Styl jakim posługuje się William Andrews jest żenująco nieporadny – momentami dziecięco prosty, momentami natomiast pompatyczny niczym przemówienia Kim Dzong Una.

Psychologiczna warstwa powieści Córki smoka również pozostawia sporo do życzenia. Całkiem nieźle udała się autorowi postać Hong Jae-hee, która na kartach książki przechodzi interesującą metamorfozę od zarozumiałego dziecka do twardej, walczącej o swoje prawa kobiety. Znacznie gorzej wypada postać jej wnuczki – Anna Carlson jest bohaterką pełną sprzeczności, nie ze względu na ciekawą osobowość jednak, lecz na skutek niedostatecznych zdolności literackich Williama Andrewsa. Powieść o takiej tematyce jak Córki smoka powinna buzować od emocji i szarpać uczucia czytelnika, książka Andrewsa przypomina jednak raczej suche sprawozdanie niż opowieść o ludzkim dramacie. Szkoda zmarnowanego potencjału, ale cóż, pisać każdy może… Tyle że nie każdy powinien to robić.

4 komentarze Dodaj własny

  1. tanayah pisze:

    Ooo, wielka szkoda, że to taka nieudana książka, bo temat naprawdę ważny i ciekawy. Zastanawiałam się czy po nią nie sięgnąć, ale dzięki Tobie wiem, że raczej szkoda czasu 😉

    1. Też bardzo żałuję 😦 Na Lubimy czytać ma całkiem wysokie oceny, ale to chyba ze względu na ważny temat, który porusza. Jakoś wszyscy na tym się skupiają, a nie na wartości literackiej…. Ale Tobie chyba by się nie spodobała.

      1. tanayah pisze:

        Potraktuję to jako komplement, że mam dobry gust 😀 Skoro mówisz, że książka jest słabo napisana to niezbyt ciągnie mnie do lektury 😉

Dodaj komentarz