Królestwo nie całkiem odrodzone: „Niewidzialna korona” Elżbiety Cherezińskiej

Ileż bym dała, by powrócił zwyczaj drukowania powieści w odcinkach. Zamiast wielu miesięcy oczekiwania szybkie kolejne spotkanie z Władkiem, Jadwigą i Michałem Zarembą. To pragnienie towarzyszy mi po przeczytaniu każdej powieści Elżbiety Cherezińskiej. Niewidzialna korona nie jest wyjątkiem.

Jest XIII wiek. Polska jest w szoku po śmierci króla Przemysła II. Trwa dochodzenie mające ujawnić sprawców królobójstwa, tron jednak nie może stać pusty. Baronowie Starszej Polski zapraszają na książęcy stolec Władysława, zwanego Małym Księciem. Ten zaproszenie przyjmuje, ale nie ukrywa, że mierzy wyżej, bo odzyskana po ponad 200 latach korona królewska nie powinna rdzewieć. Tego samego zdania jest, niestety, książę głogowski Henryk i władca Czech Vaclav II. Wszyscy trzej zaczynają wyścig po tę jak najbardziej widzialną i namacalną koronę, podczas gdy niewidzialna tkwi na skroniach Jakuba Świnki. Czym jest niewidzialna korona? To idea królestwa, niezniszczalna, nie poddająca się przeciwieństwom losu i chciwości udzielnych książąt. Idea, którą w sercu przechował arcybiskup, aby przekazać ją Władkowi, gdy tylko ten będzie tego godzien. Bo z początku Władkowi korona się po prostu nie należy, o czym czytelnik szybko się przekona, i nie ma tu znaczenia testament Przemysła czy prawo krwi. Małego Księcia jako człowieka nie da się nie lubić – zwariowany, niefrasobliwy, niecierpliwy, radość życia odnajdujący w pędzie na końskim grzbiecie budzi natychmiastową sympatię. Co innego Władek jako władca. Wszystkie cechy, które czynią go fajnym kompanem na polowaniu, sprawiają, że nie radzi sobie jako książę. Przegrywa wszystko, za pychę i niefrasobliwość płacąc wysoką cenę: utratę honoru i książęcego tronu oraz rozłąkę z rodziną. Na wygnaniu Władek nabiera pokory, dojrzewa jako polityk i władca. A czytelnik mu w tym kibicuje. Bo dzięki Elżbiecie Cherezińskiej Władysław Łokietek, podobnie jak wcześniej Przemysł II i Bolesław Chrobry, przestał być raz na zawsze tylko obrazem Matejki w poczcie królów polskich. Stał się człowiekiem z krwi i kości, popełniającym błędy i podnoszącym się po porażce.

DSC_1058OK
fot. Blanka Katarzyna Dżugaj

To jest właśnie siłą wszystkich powieści Elżbiety Cherezińskiej: wyraziste, pełne życia postacie. Takie, które zostają z czytelnikiem nawet po przeczytaniu ostatniej strony książki. Jak Jakub Świnka rozmawiający z Bogiem, jak Michał Zaremba odkrywający w sobie dziką naturę praprzodków, czy tajemniczy renegat Kuno. Jednego się bałam: że Elżbieta Cherezińska po Świętej Kindze nie zdoła wykreować równie fascynującej postaci kobiecej. Tych, którzy żywią podobne obawy spieszę uspokoić – księżna Kinga ma godne następczynie: zakochaną w swoim szwagrze Elżbietę, roznamiętnioną siostrę przełożoną Jadwigę, przyszłą królową Polski ukrywającą się pod przebraniem mieszczki, zielone panny…nawet małą Rikissę. No i Rulkę. Kobietę, z którą liczył się sam Mały Książę. Polki Elżbiety Cherezińskiej to nie nobliwe niewiasty, klepiące różańce i ukrywające pod podwiką nie tylko włosy, ale i kobiece pragnienia. To kobiety pewne siebie, dumne i śmiało sięgające po swoje marzenia, nawet jeśli często są tylko kartą przetargową w politycznych grach swych ojców, zapłatą za tron lub ziemie. Dzięki nim Niewidzialna korona aż kipi od namiętności i kobiecej energii, którą autorka często utożsamia z siłą Matki Natury. Dziką i nieokiełznaną.

Elżbieta Cherezińska dokonała w Niewidzialnej koronie wiwisekcji polskiej duszy, z jej zamiłowaniem do symboli, dumą graniczącą niekiedy z manią wielkości, krnąbrnością, ale i skłonnością do heroicznych zrywów nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji. I niesamowitą zdolnością odradzania się, budowania wszystkiego od nowa, nawet powstając z gruzów. Niewiele się przez te 700 lat zmienił nasz narodowy charakter, oj niewiele. Kiedyś pasjonowałam się historią Piastów. Kiedyś…zanim psychopatyczna nauczycielka tej miłości we mnie nie zabiła. Elżbieta Cherezińska już Grą w kości trupa ożywiła, tchnęła w niego nowego ducha, i sprawiła, że znowu sięgam po Jasienicę, żeby sprawdzić jak to z tymi Piastami było. Choć w gruncie rzeczy nie ma to najmniejszego znaczenia, bo Niewidzialna korona nie jest podręcznikiem historii, tylko pełnokrwistą powieścią o zamierzchłych czasach. Powieścią historyczną, z elementami uwielbianego przeze mnie od lat realizmu magicznego. Ku mojemu zdziwieniu jeszcze lepszą niż Korona śniegu i krwi. Bardziej zmysłową i magiczną. Jeśli czegoś mi brakowało to tylko rozmów Jakuba Świnki z Bogiem, te mogłyby wrócić w trzeciej części. Jak tylko skończyłam czytać, Niewidzialną koronę przejęła moja mama. Zazdroszczę Jej, że ma te 600 stron przed sobą. Mnie pozostaje czekać na trzeci tom trylogii. Pani Elżbieto, błagam – piszże Waćpani, długiego czekania oszczędź!

5 komentarzy Dodaj własny

  1. Jan pisze:

    Blanko muszę napisać, że ta notka to naprawdę mistrzostwo świata. Piszesz krytycznie, nie ujawniasz treści, ale można się zorientować o klimacie książki i temacie. Wydaje mi się, że albo masz zacięcie dziennikarskie, albo studiowałaś dziennikarstwo. Mówiąc zacięcie nie mam na myśli jakiegoś amatorskiego pisania, Twoje teksty mają cel i go realizują. Roland Barthes napisał kiedyś taką książkę „Stopień zero pisania” jesteś bliska tego o czym on tam pisał.

    Co do Franzena. On pisze o naturze w nas, o tym co się dzieje gdy z nas ona wychodzi. Robimy różne rzeczy w uporządkowanym świecie, gdzie nie ma miejsca na pójście za popędem, pragnieniem (tak silnym, że nie możemy nie iść w tym kierunku). Oprócz książki „Korekty” jego pozycje stoją na mojej półce i nie zawiodłem się na nim. To strasznie subiektywne ponieważ jest absolutnym amerykanofilem.
    P.S

  2. Jan pisze:

    Przepraszam za to P.S wyłączyła mi się przeglądarka.
    Mam pytanie wiem, że mieszkasz w Warszawie (widziałem kiedyś Twój piękny występ), znasz może jakiś godny polecenia hotel w stolicy? Zawsze zatrzymywałem się w jednym ale kompletnie się ostatnio do niego zraziłem mój meil janpomocnik@yahoo.com. To nie ksywka ja naprawdę mam tak na nazwisko.:)

  3. Jan pisze:

    Właśnie przejrzałem listę finalistów Bookera. Nie będę jej tu wklejał, ale można zobaczyć na http://www.theguardian.com/books/2014/jul/23/man-booker-prize-2014-longlist-revealed-us-writers

    Moim faworytem Howard Jacobson:).

    1. Ja chyba nie mam w tym roku faworyta… Gdzieś w głębi serca chciałabym, żeby znowu Bookera zdobył pisarz lub pisarka o indyjskim pochodzeniu, ale nie znam jeszcze nowej powieści Neela Mukherjee. Czekam na promocję na bookdepository 😛

Dodaj odpowiedź do Jan Anuluj pisanie odpowiedzi